I w ten sposób zwykły pluszak – tylko dlatego, że jest na licencji i zrobiony na wzór „Angry Birds” czy jakiejś kreskówki Disneya – automatycznie staje się przedmiotem pożądania fanów. Albo faniątek. Oczywiście tutaj są to dzieci, jednak i dorośli lubią nabyć produkt, który kojarzy im się z ulubionym zespołem czy filmem. A są takie piwa, które właśnie w ten sposób zdobyły – lub mogą zdobyć – popularność.
Chyba najbardziej u nas znanym i stosunkowo łatwo dostępnym piwem „rockowym” czy „metalowym” (nie mylić z metalicznym Raciborskim) jest The Trooper, sygnowane oczywiście przez zespół Iron Maiden. Mamy tu do czynienia z bitterem – całkiem niezłym muszę przyznać. Piwem, którego nie próbowałem, a też jest dosyć znane, jest uwarzony w Szwecji Motorhead – żadnemu fanowi ciężkiego grania na pewno tego zespołu nie trzeba przedstawiać. Szkoda, że tym razem mamy do czynienia ze zwykłym lagerem… Pardon, z „Bastard Lagerem”. I to podobno kiepskim. Kolejnym zespołem metalowym, który zapragnął mieć własne piwo, jest Stormtroopers of Death, w skrócie SoD. I tak właśnie nazywa się to piwo – no, z grubsza. Na etykiecie jest napisane „Beer Here SOD”. Udało mi się je kupić – o dziwo – w jednym z osiedlowych katowickich sklepów! No dobra, nie jest to zwykły sklep, gdyż i wiele różnych innych ciekawych piw można tam trafić. Tym razem jest to porter bałtycki, uwarzony w Danii; niemniej jak na „bałtyka” bardzo lekki (ledwie 7,5% alkoholu) i nawet smaczny, ale bez rewelacji. I zdecydowanie bez tak lubianej przeze mnie w piwach tego typu pełni.
Również polskie zespoły, a przynajmniej zespół, ma swoje piwo. Jest to oczywiście punkowa grupa KSU. Niestety tutaj mamy do czynienia po prostu z klonem piwa z Zamkowego Browaru w Raciborzu z naklejoną inną etykietą… Podobnie jest w przypadku Ten Typ Mesa i jego Alkopoligamią – to jest ponoć po prostu Lubusz z Witnicy. Ciekawe, który polski zespół jako pierwszy będzie sygnował linię piwa warzonego specjalnie dla niego? W sumie mógłby Stachursky, skoro już nawet ma swój browar…
Słyszeliście, że za wielką wodą wyszła seria piw związana z popularnym serialem Game of Thrones? Piwa o nazwie Fire and Blood Red Ale, Iron Throne, Take the Black Stout oraz Valar Morghulis (nie wiem co to znaczy, nie oglądałem tego serialu) to dzieło niedużego browaru z Nowego Jorku – jednak niekoniecznie niezależnego; należy on do belgijskiego Duvela. Cena? Około 8 dolarów za butelkę 0,75l. Nie jest źle. Jednak znacznie bardziej odjechanym „filmowym” piwem jest na pewno piwo Dock Street Walker, związane z serialem Walking Dead. W piwie pływają… Wędzone mózgi kóz! I żurawina. Jednak społeczność portalu Ratebeer pozostała dla tego piwa bezlitosna – użytkownicy narzekają, że za mało w nim mózgów…
Ciekawe bywają przypadki fikcyjnych piw, które gęsto i szczodrze lały się na ekranach telewizorów, ale dopiero po jakimś czasie ktoś wpadł na pomysł, że można takie piwo naprawdę zacząć produkować. Mam tu na myśli pite przez Homera Simspona piwo Duff, które faktycznie od pewnego czasu można kupić przy studiu filmowym, skąd pochodzą Simpsonowie – jednak wiele browarów na całym świecie warzy to piwo całkowicie bez licencji. Nieładnie.
A i u nas był podobny przypadek! Ferdek Kiepski litrami wlewał w siebie piwo „Mocny Full”. Po tym, jak serial odniósł spory sukces, piotrkowski browar Sulimar (znany m.in. z serii piw Cornelius i Alter Beer) chciał się ogrzać w cieniu sławy Kiepskich i faktycznie zaczął warzyć takie piwo. Ale zrobił to bez pozwolenia producentów serialu, więc piwo szybko zniknęło z rynku.
Nie jest tego wbrew pozorom tak mało. Wymieńmy chociaż Shakespeare Stout ze znanego u nas browaru Rogue (no dobra, piwo jest związane z autorem, a nie książkami jako takimi). Są też takie, jak np. Buszujący w Zbożu (Catcher in the Rye – więc piwo oczywiście żytnie). Dostępny i w Polsce bywa Mały Książę, a właściwie Le Petit Prince. Piwo to ma nieco mniej niż 3% alkoholu i ogólnie jest smaczne. A coś bardziej współczesnego? Proszę bardzo! Przynajmniej kilka piw nosi nazwę (lub nawiązuje etykietą) do Mechanicznej Pomarańczy (chociaż to też film), jest też piwo o nazwie… Pilsner of Azkaban, co oczywiście jest puszczeniem oka do fanów i fanek Harry’ego Pottera. Niemniej w tej kategorii dużo łatwiej o piwa związane z autorami nieżyjącymi od wieków. Cóż – oni nie będą pozywać piwowarów do sądu o naruszenie licencji…
Polecam przeczytać ten tekst raz jeszcze i poprawić braki, szczególnie w „komiks w piwie” brak początku i końca (chyba, że czegoś nie rozumiem).
Dzięki, z jakiegoś powodu połowa akapitu "filmowego" przeskoczyła kilkanaście linijek niżej. Niestety, zdarza się to nie pierwszy raz – teksty zawsze czytam przed wrzuceniem i było wszystko w porządku. Nie wiem, z czego się to bierze.