Mogłoby się wydawać, że piwne kooperacje to domena świata piwowarów rzemieślniczych, ale jednak nie tylko. Równie dobrze kooperację piwną mogą uskuteczniać piwowarzy domowi – i właśnie do takiej kooperacji zostałem zaproszony przez znany katowicki browar domowy, Kozakov Brewery. O tym, jakie odjechane piwo powstało, dlaczego warto skusić się na tego typu kooperację oraz czego można się wzajemnie od siebie nauczyć – w tekście poniżej.
Zacznę od tego: piwem, które uwarzyliśmy, był cocoa peanut butter milk russian imperial stout (7-wyrazowy styl piwa, prawie jak piwo z generatora stylów od typa z Piwolucji). W zamyśle miała być jeszcze sól, a w zasadzie słony karmel, ale w którymś momencie koncepcja się zmieniła 😉 Krzysiek z Kozakov Brewery miał oryginalnie odpowiadać za zasyp, a ja za jakże liczne dodatki, ale jakoś tak wyszło, że finalnie odpowiadałem głównie za picie piwa u Krzysztofa i Karoliny (czyli duetu stojącego za Kozakov Brewery). Nie da się ukryć, że taki podział obowiązków bardzo mi odpowiadał 😉 Poza tym ustaliliśmy: warzenie u Krzyśka i Karoliny, fermentacja i rozlew u mnie. W momencie warzenia miałem na koncie jakieś 30 warek, Kozakov Brewery kilka razy więcej, więc podszedłem do tego nie tylko towarzysko i piwnie, ale też edukacyjnie: może uda mi się podejrzeć jakieś ciekawe rozwiązania?
I powiem Wam, że warto robić takie kooperacje. Niby i tu i tu jest warzenie piwa, niby i tak cała wiedza podobno jest w internecie, ale wiecie, jak to jest: dwie kucharki nie uzyskają identycznej potrawy na podstawie tego samego przepisu. Bo przepis przepisem, ale piwo jednak warzy piwowar! Tutaj dodam, że ja jestem raczej osobą ściśle trzymającą się receptury: chmiel co do grama, czas gotowania czy przerwy w zacieraniu co do minuty, Krzysiek zaś jest raczej tym typem „kucharki”, która wiedziona doświadczeniem i instynktem sypie przyprawy „na oko”. Nawet samo zacieranie i wysładzanie zdradziło odmienne podejście do piwowarstwa: podczas gdy ja staram się w miarę dokładnie „wcelować” w zaplanowane BLG, biorę poprawkę na wydajność w zależności od ekstraktu piwa, słodu itd. i zależnie od osiągniętej wydajności otrzymuję mniej lub więcej piwa, Krzysiek nie przejmuje się, czy dostanie 2 BLG w jedną czy drugą stronę – co w sumie faktycznie nie ma znaczenia, gdy często warzy się piwa o ekstrakcie ponad 25 BLG…
Co ciekawe, u Kokazov Brewery możemy spotkać się wariacją na temat z popularnej za Wielką Wodą metody BIAB, czyli Brew in a Bag – gdzie rolę tytułowej torby przejmuje lodówka turystyczna. W wielkim uproszczeniu polega to na tym, że proces zacierania przebiega w pojemniku, który nie jest ogrzewany prądem czy ogniem, a zamiast tego po prostu pojemnik ten trzyma określoną temperaturę przez dłuższy czas – a w razie potrzeby temperatura zacierania jest korygowana przy pomocy wrzątku. Nie znałem tej metody w praktyce (sam warzyłem tylko na gazie, w garnku elektrycznym i na płycie indukcyjnej z pomocą grzałki elektrycznej – to ostatnie wymaga jednak sporo zabawy) i okazuje się, że jest całkiem praktyczna. Podobnie jak stosowana w trakcie gotowania brzeczki metoda pozbywania się nadmiaru unoszącej się pary wodnej – zwykły, biurowy wentylator wydmuchuje ją w stronę otwartego okna 🙂 Genialne w swojej prostocie. Przy okazji w trakcie wizyty u Krzyśka i Karoliny w końcu przekonałem się do zainwestowania w kapslownicę Grifo i porzucenia poczciwej Grety, co było strzałem w dziesiątkę. Słowem – warto bawić się w tego typu kooperacje, bo a nuż kolega ma jakiś gadżet, technikę czy zwyczaj, który przyda się i w naszej, domowej warzelni?
Ale wróćmy do piwa. Zastosowane odtłuszczone (by nie zabić piany) masło orzechowe w proszku okazało się nieco za mało, hmmm, wydajne w smaku, więc chwilę przed rozlewem, zamiast syropu cukrowego, to właśnie ono poszło do już-prawie-gotowego piwa. Szybki test organoleptyczny (aka popularne „do ryja”) pokazał, że mamy do czynienia z pastry stoutem pierwszej klasy; kakaowe masło orzechowe w płynie! Zadana gęstwa, czyli blend Danstar Nottingham z US-05, zdołały to piwo (bagatela, 26 BLG) odfermentować do 10 BLG, co – nawet uwzględniwszy dodaną laktozę – dało nam wciąż bardzo słodkie piwo o szacunkowej zawartości alkoholu 10-11%. Czyli podobnej wartości, co bardzo wiele warzonych przez Kozakov Brewery piw – które miałem przyjemność skosztować w tzw. międzyczasie (żeby nie było, że moja wizyta sprowadziła wyłącznie do opróżniania, notabene olbrzymiej, „kozakovowej” piwniczki – kilkoma swoimi wyrobami też poczęstowałem!).
A w temacie częstowania i dzielenia się piwem (w tym wypadku w trakcie warzenia czy rozlewania)… To jest inny wymiar piwowarstwa i chyba powrót do tego, o co w tym wszystkim chodzi. Nie konkursy, nie programy komputerowe, arkusze sensoryczne i rywalizacja; piwowarstwo to przede wszystkim ludzie, hobby i zabawa. Prawda?