Loading
     Co jakiś czas do Lidla, popularnej niemieckiej sieci sklepów, trafiają spore partie brytyjskiego piwa w stosunkowo niewysokich cenach. Piwa te zwykle kosztują mniej niż polski „kraft”, niejednokrotnie nie przekraczając ceny 4 zł za butelkę. I za każdym razem Przez internet przetacza się cichy pomruk zadowolenia oraz rozentuzjazmowani birgicy dzielą się ze światem skanem gazetki, ciesząc się na kolejne piwa z Lidla. I za każdym razem okazuje się, że większość z tych piw jest nudna, pusta, nieciekawa. Nie inaczej jest także w przypadku aktualnego rzutu (z którego może jedno piwo jest warte uwagi – niżej napiszę, które). Dlaczego?

 

Marstons EPA     Większość z tych piw niestety smakuje do siebie podobnie. Są dosyć płaskie, wodniste, chmielowa goryczka nawet w piwach pozycjonowanych jako „IPA” jest niska w porównaniu z tym, do czego się przyzwyczailiśmy pijąc rodzimy, goryczkowe piwa w tym stylu. Niektóre spośród tych brytyjskich piw smakują wręcz jak woda z odrobiną karmelu! W ostatnim rzucie mieliśmy do dyspozycji 5 piw. Marston’s Brewery, Pedigree Amber Ale, które smakowało tak, jak wspomniałem przed chwilą. Piwo Irish Pale Ale z The Crafty Brewing Company, które jest tylko odrobinę ciekawsze w smaku, gdyż tu już się pojawia jakaś chmielowa goryczka z cytrusowym akcentem, a do tego nuty kwiatowe, owocowe i zbożowe – jednak to wszystko zalane jest dużą ilością wody, a do tego lekko utlenione (ale w porównaniu z piwami z Marston’s albo tym imbirowym czymś to jednak jest klasę wyżej). Kolejne piwo z Marston’s Brewery – EPA – też ma wyczuwalną chmielową goryczkę, ale poziom wodnistości w nim przekracza wszelkie dozwolone granice i konwencja genewska powinna tego zabronić. W zasadzie jedyne zastosowanie dla tego piwa, jakie mogę znaleźć, to szybkie orzeźwienie w wyjątkowo upalny dzień – jednak lato nas nie rozpieszcza w tym roku, więc nie uważam, by warto było po to piwo sięgnąć. Mamy heszcze Hatherwood, The Ginger Grizzly, które litościwie pominę milczeniem (ale OK, jak ktoś lubi oranżadę imbirową, to może posmakować) oraz Guinessa, który może nie jest piwem wybitnym, ale jednak od czasu do czasu przyjemnie po niego sięgnąć (więcej o tym piwie napisałem tutaj). I w zasadzie jest to jedyne piwo z całego rzutu, które jest sens kupować – niemniej ono jest dostępne w naszym kraju na co dzień, a nie tylko w ramach lidlowego importu.

 

Marstons Pedigree Amber Ale     W rozmowach z wieloma osobami zauważyłem, że ale, czyli „ejl”, jest dla nich synonimem jakości wyższej, niż masowa, koncernowa. Że jak lager to koncerniak, jak ale – to coś ciekawszego. I o ile w przypadku rodzimego rynku często tak jest (ale wcale nie jest to regułą!), o tyle w Wielkiej Brytanii jest to dalekie od rzeczywistości. Półki sklepowe uginają się od wszelkiej maści pale ale, golden ale i innych piw górnej fermentacji (zobaczcie, co pisałem np. tutaj), nieraz w sklepie ciężko wręcz uświadczyć jasnego lagera! A na pewno nie występują tam w takim bogactwie… No, na pewno nie smaków i aromatów, ale nie w takim bogatwie marek, jak w Polsce.

 

Większość z tych piw to jednak piwa masowe. I o ile nawet nie wszystkie pochodzą z wielkich, należących do międzynarodowych koncernów fabryk piwa, to i te z mniejszych browarów często wcale nie są bombami chmielowymi. Nie mają smakować miłośnikom dobrego piwa, fanom piwnego kraftu czy członkom jepiwki, ale przeciętnemu Harry’emu albo Dżakowi wracającemu z pracy, który chce sobie przed telewizorem obalić cztery bronki oglądając brytyjski odpowiednik Tańca z Gwiazdami. Albo studentowi, który idzie na imprezę i ostatnie o czym myśli, to wysmakowane imperial stouty kosztujące za butelkę tyle, co wynosi jego stypendium. Oczywiście: te „masowe” ejle smakują inaczej, niż koncernowe jasne pełne – pojawiają się w nich typowe dla piw górnej fermentacji aromaty owocowe, chmielone są również inaczej, co czuć również w smaku – ale dalej są piwami nudnymi, nieciekawymi. I to absolutnie nie jest tak, że całe wyspiarskie piwowarstwo tak wygląda – na wyspach piłem naprawdę niezłe pale ale, IPA’y czy stouty, a i do Polski przecież trafiają fajne piwa z browarów The Kernel, Buxton Brewery czy Brew By Numbers.

 

Crafty Brewing Company Irish Pale Ale    Ale wróćmy do piw, które trafiają do Lidla (ale od razu zaznaczę – również wśród tych lidlowych trafiają się naprawdę fajne piwa! Aczkolwiek nie w tej serii). Skoro piwa te mają trafić do przeciętnego odbiorcy, a nie bywalca sklepów specjalistycznych, nie można oczekiwać, że Lidl będzie sprowadzał ciekawsze, bardziej intensywne i nietypowe piwa (chociaż ostatnio flirtuje np. z AleBrowarem czy Amberem). Miłośnicy kraftów więc śmiało mogą ominąć te piwa bez uszczerbku na kraftowym zdrowiu. Ale kto wie, może osoba, która do tej pory nie miała do czynienia z czymś ciekawszym niż „Nasze Najlepsze”, z ciekawości sięgnie „po to śmieszne drogie piwo” i przekona się, że piwo to nie znaczy zawsze to samo?

4 thoughts on “Brytyjskie piwa z Lidla – czyli można, ale po co? 

  1. W UK studenci nie piją „ejli”, są nieekonomiczne. Większość pije carlingi, stelle i inne koncerniaki ew strongbow albo lambrini.
    Półki nie uginają od piw górnej fermentacji. W małych sklepach łatwiej trafić Tyskie niż Ale, w dużych na lagery poświęcony jest regał a na Ale półka do spółki z cydrami.

    1. Hmmm, co do zawartości półek miałem zgoła inne odczucia, aczkolwiek latam na wyspy kilka razy do roku i może po prostu trafiałem do niewłaściwych sklepów – zakupy robiłem zwykle w Tesco Express, Sainsburys i innych sieciówkach. Faktycznie do „małych” sklepów raczej rzadko trafiałem.

  2. A co do piw to piłem Marstonsy i o ile amber zbyt karmelowy(dla mnie) to epa spoko, ciężko o coś równie ciekawego w cenie poniżej 4zl, może bojan?
    Nie samym Risem i Ipa człowiek żyje

    1. Nie wiem, jak obecna forma, ale White IPA z Grodziska (przynajmniej pierwsza warka) była naprawdę fajna. Nie na poziomie „dobre jak na 4 zł”, ale po prostu dobre.

      No i zawsze są jeszcze koncernowe portery 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Top