Loading

     Ciężkie jest życie blogera (już abstrahuję tutaj od tego, że nazwanie mnie blogerem to jak nazwanie Fiata 126 p włoską torpedą). Byłem w trakcie pisania fajnego i oryginalnego – jak mi się zdawało – tekstu, a okazało się, iż tekst taki powstał w blogosferze już od ponad roku… Czyli pewnie niewiele dłużej niż „piwna blogosfera” w ogóle istnieje. O ile w ogóle można mówić o jej istnieniu… Zły na siebie za bezproduktywnie zmarnowany czas wyłączyłem program z napisanymi już kilkoma jakże zabawnymi i elokwentnymi akapitami, poszedłem do piwnicy po piwo w celu nieznacznego go schłodzenia i przetestowania – i naszła mnie refleksja.

Tutaj dodam, że myślenie jest złe i powinno zostać prawnie zakazane, tak na wszelki wypadek.

Tekst, który chwilę wcześniej napisałem i wyrzuciłem w wirtualny niebyt był jednym z pierwszych, jak nie pierwszym tekstem na tym blogu, który napisałem nie będąc pod wpływem alkoholu! Przerażające? Trochę tak. A trochę nie.

Znakomita większość wpisów na moim blogu (jak i większości innych blogów tego typu) stanowią opisy wrażeń organoleptycznych pochodzących z degustacji piwa. A jak napisać o degustacji piwa… Nie degustując go wcześniej? Jasne, można zrobić sobie notatki i spisać wrażenia np. następnego dnia. Ale… Po pierwsze notatki też zostały spisane pod wpływem alkoholu, po drugie jednak chyba normą jest, że kiedy chce się piwo opisać, to opisuje się to na bieżąco (może poza przypadkiem, gdy np. właśnie uczestniczymy w pompatycznej premierze takiego piwa, a wzrok nasz się skupia na atrakcyjnych hostessach albo hostach). I kolejna sprawa – nie wiem, jakie doświadczenie mają w tym inni, ale mi po nocy pełnej 'degustacji’ kreatywność spada do stanu, w którym napisanie jednego sensownego zdania staje się wysiłkiem na miarę przebiegnięcia maratonu w zbroi i płetwach.

No właśnie, kreatywność. Jak twierdzą popularnonaukowe portale, z badań wynika, że niewielkie ilości alkoholu wspomagają naszą kreatywność! Pewnie w większości są to powszechnie wyśmiewane „badania amerykańskich naukowców”, którzy za odpowiedni grant udowodnią nawet dobroczynny wpływ oglądania Warsaw Shore na rozwój kory mózgowej, jednak weźmy sprawę na „chłopski rozum”. Po „kilku głębszych” człowiekowi rozwiązuje się język, łatwiej nawiązuje kontakty, myśli bardziej nieliniowo, wpada na nieoczywiste na pierwszy rzut trzeźwego oka powiązania między zagadnieniami. Staje się zabawniejszy, weselszy, a humor też ma niebagatelny wpływ na to, co wychodzi spod jego palców. I działa to nie tylko na osoby piszące teksty! Np. programiści pod wpływem alkoholu PODOBNO również piszą lepszy kod. Jako programista dopiero raczkuję, jednak wydaje mi się, że mogę potwierdzić tę plotkę. Oczywiście nie piję w pracy, ale np. zdarzało mi się pisać na studiach jakiś projekt semestralny po piwie czy dwóch (albo i większej liczbie…) i faktycznie miałem wrażenie, że pisany przeze mnie kod jest taki ładny, składny i piękny, a z każdym piwem staje się jeszcze lepszy! Przynajmniej tak uważałem do rana, gdy spojrzałem na efekty swojej pracy…

     Ale poważnie. Jakiś czas temu w rozmowie kolega przyznał się, że swoją pracę magisterską, podobno jedną z najlepszych na roku, napisał niemalże w całości będąc „pod wpływem”. I to niekoniecznie jednego piwa. Wielu znanych pisarzy czy muzyków również pisało swoje dzieła będąc w stanie typowego studenta w w trakcie cotygodniowej gorączki piątkowej nocy. Beethoven, Poe, Hemingway, Bukowski, Witkacy (ten to i inne rzeczy lubił zażywać), King, Hłasko… Listę tę można przedłużać i przedłużać, jak wyjście na jedno piwo. Wielu z nich swój alkoholizm przypłaciło śmiercią; nie zmienia to jednak faktu, że alkohol nie musi szkodzić pisaniu, a nieraz może być i wręcz przeciwnie.

Dobra. Ja tu o alkoholikach, a miało być o zbawczej mocy alkoholu. A może to i dobrze, że o tym wspominam? Nie chcę nikogo namawiać do picia, by stać się bardziej kreatywnym, albo by zostać pisarzem (albo blogerem). Z analfabety dwa piwa nie uczynią Tolkiena, a ktoś, kto i tak umie świetnie pisać, nie musi się chyba wspomagać w ten sposób. Poza tym kto wie, czy z czasem człowiek, który regularnie pisze pod wpływem alkoholu nie złapie się na tym, że na trzeźwo już nie umie pisać? A poza tym wiadomo – alkohol to największa trucizna, a piwo to też alkohol. Dlatego apeluję: nie próbujcie tego w domu! Lepiej wyjść ze znajomymi do pubu.

P.S. Tekst ten pisałem pijąc herbatę. Obrzydliwie bezalkoholową.

4 thoughts on “Pisanie pod wpływem

  1. Nie jest zle. Pierwszy tekst jaki mnie zainteresowal bo nie recenzujesz w nim piwa :). Kiedys wrocilem z imprezy mocno wstawiony cos tam pogmeralem przy kompie po czym zasnalem. Przysnil mi sie dziwny sen, odebralem od klienta maila, okolo trzeciej, czwartej. W mailu tym blaganie o pomoc, abym naprawil cos w serwisie internetowym ktory dla niego pisalem. Szuruburu w mig znalazlem zrodlo problemu, brawurowo naprawilem usterke, nie testujac nawet rozwiazania w srodowisku testowym tylko bezposrednio dzialajac na serwerze produkcyjnym. Na drugi dzien rano gdy otworzylem gmaila okazalo sie ze to nie byl sen, dlubalem w kodzie produkcyjnym na autopilocie 🙂 i co najlepsze nic nie zepsulem, a wrecz naprawilem 🙂

    Apropos jest takie zjawisko http://betabeat.com/2012/04/bottoms-up-the-ballmer-peak-is-real-study-says/

    Jakis czas temu czytalem, ze kreatywnosc wzrasta najbardziej kiedy jestesmy zmeczeni poniewaz mozg przestaje sie kontrolowac i miksuje rzeczy ktorych wypoczety nie pozwolilby wymieszac czego efektem sa nietuzinkowe pomysly. A jak wiemy zmeczenie mozgu latwo mozna zasymulowac browarami i wszystko sie ladnie uklada w jedna spojna calosc 🙂

  2. Szkoda, że Ballmer's Peak to raczej żart… Niemniej poważniejsze badania też potwierdzają opisaną przez Ciebie zależność 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Top