Loading
     Kilka dni temu napisałem o stylach piwnych, których jeszcze w Polsce na większą skalę nie warzono. Jako jeden z nich wymieniłem piwa typu kwaśnego. Ale dlaczego napisałem w tytule „sour is a new hoppy”? Otóż za granicą (ponoć) mocno chmielone piwa już się przejadły przepiły. Właściwie w kategorii goryczki osiągnięto już wszystko (a przynajmniej tak może się wydawać), a ludzki język powyżej pewnej wartości granicznej i tak nie wyczuje różnicy, czy piwo aby nie ma o 10 IBU więcej. I tak po piwach ekstremalnie chmielonych nadchodzi moda na piwa kwaśne. I jedno takie udało mi się ostatnio kupić. Piwo o nazwie Surpomp z norweskiego browaru HaanddBryggeriet,co dosłownie oznacza „ręczny browar”. Piwo to jest w stylu kwaśne ale (sour ale), do tego przez 18 miesięcy jest leżakowane w beczkach po winie. Jak smakuje to diabelstwo?

 


Na początku przyznam z pewną dozą wstydu, że z piwami kwaśnymi mam bardzo małe doświadczenie, a z sour ale właściwie żadne. Dlatego nie będę się zastanawiał, czy piwo jest zgodne ze stylem czy porównywał go do czegokolwiek – bo nie mam do czego! Jestem w tym momencie jak ta tabula rasa, jak dziecko, które pierwszy raz na oczy widzi otaczający świat. Jak nastolatek po raz pierwszy próbujący alkoholu podwędzonego rodzicom z barku, jak człowiek, który postanowił zrzucić pęta i wychodzi z jaskini platońskiej. Wyszedłem więc z jaskini i co widzę?

Na początku widzę etykietę, która wygląda, jakby ktoś zaprojektował ją w wordzie, zrobił z niej obrazek w niskiej rozdzielczości, rozciągnął na chama i postanowił wydrukować. A na etykiecie umieścił ostrzeżenie, że piwo jest 'pospieszne’, więc przed otwarciem należy je schłodzić. Postąpiłem więc zgodnie z instrukcją, ale piwo i tak pospiesznie wyszło z butelki, zanim zdążyłem je nachylić nad pokalem… Trudno, nie ma co płakać nad rozlanym piwem. Albo winem? Piwo wygląda właśnie jak wino, i to takie bardzo ciemno rubinowe (jestem winnym ignorantem, ale chyba są wina w takim kolorze, prawda?), do tego pachnie jak wino. Jak tanie wino; ale nie jak owocowy jabol, które za gówniarza piło się na eksa w kilkanaście sekund, tylko jak tanie, stołowe wino, które na pewno nie zadowoli smakosza tego trunku. Zapach ten miesza się z zapachem dębowego drewna, jagód i… Octu winnego. A wiem, jak pachnie i smakuje, gdyż na ostatnim weselu, na którym byłem, pomyliłem go z winem i porządnie się go napiłem…

 

     Dobra, ustaliliśmy więc, że zapach złożony i dosyć nietypowy dla piwa. A smak? Można go w moim wypadku rozłożyć na cztery łyki. Pierwszy łyk: „czy aby nie jest zepsute”? Aż przypomniał mi się film o piwnych hipsterachrozprawiających o piwie, gdzie jeden z nich krzywi się pijąc kwaśne piwo, po czym stwierdza, że jest paskudne – chyba że to lambic, to wtedy jest świetne. I po pierwszym łyku pomyślałem, że dopiją to piwo kanałowe szczury, ale postanowiłem być twardy. Drugi łyk był już intrygujący. Piwo jest kwaśne, ale jednak niekoniecznie w ten octowy sposób, który na początku wydawał się dominujący. Czuć też karmelowe ciało z nutką czekolady, do tego czerwone owoce. Trzeci łyk? Cholera, to jest smaczne! Dochodzi do głosu goryczka, posmak drewna, trochę jakbyśmy podgryzali ołówek, tanina. Alkoholu nie czuć ani trochę. Czwarty łyk – ja cię kręcę, jakie to jest smaczne! Gryzą się tu i zwalczają posmaki winne, octowe, piwne, chmielowe, karmelowe, „beczkowe”, owocowe, na upartego nawet kawę można wyczuć! I co począć?

Przyznam szczerze, że nie wiem, czy dałbym radę wypić z miejsca drugą butelkę. Ale… Tak samo myślałem, kiedy po raz pierwszy spróbowałem piwa w tylu AIPA. Tak samo myślałem, kiedy po raz pierwszy spróbowałem hefe-weizena. Wiecie – „dobre, ale jedno i wystarczy”. Kurka, pewnie tak samo pomyślałem, jak pierwszy raz spróbowałem czegoś innego, niż głęboko-odfermentowane-jasne-pełne, a była to chyba Smocza Głowa? Albo amberowski Koźlak? A może właśnie jakiś hefe-weizen? Już nawet nie pamiętam. Wtedy też wydawało mi się to zbyt dziwne, by pić to cały wieczór, a teraz potrafię wziąć na grilla kilkupak składający się z samych ip-srip. Czy wziąłbym dajmy na to czteropak Surpompów? Chyba nie. Jeszcze nie. Ale z drugiej strony… Pisząc zdanie kończące tę recenzję dopijam ostatni łyk Surpompu. I w sumie mam ochotę na kolejne.

Nie ma sensu oceniać tego piwa w skali punktowej, bo nie mam z czym go porównać, nie wiem, czy są lepsze, gorsze na rynku (a to też ma wpływ na ocenę), ale tak sobie myślę – gdybym miał teraz do wyboru jeszcze jeden Surpomp lub jakieś inne piwo, które mam w lodówce (a mam ich sporo) – to wziąłbym jeszcze raz to samo. Więc niech będzie, że 8,5/10, ale tak jak piszę – ocena jest wzięta zupełnie z sufitu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Top