Drugie, w dodatku z rzędu, oceniane przeze mnie piwo wędzone, i znowu motyw odzwierzęcy. Tym razem jednak niezwiązany z nazwą piwnego gatunku. Tomasz Kopyra piwa uwarzone według własnej receptury nazywa właśnie od zwierząt – tak więc mieliśmy już m.in. Kruka czy Sharka, tym razem z kolei przyszedł czas na Nosorożca, a konkretniej piwo o nazwie „Rhino”. Sam autor lubi chwalić się, że jako pierwszy w Polsce uwarzył piwo konkretnego gatunku, czy raczej podgatunku. Tym razem wybór padł na smoked american pale ale, czyli wędzone (lub dymione) jasne piwo górnej fermentacji, chmielone amerykańskimi chmielami. Tutaj muszę przyznać, że nie jest to tylko pierwsze polskie piwo w tym stylu, które mam okazję pić – jest to także pierwsze piwo tego typu w ogóle, z którym mam do czynienia. Jakoś wcześniej nie zetknąłem się z tym stylem… Czy warto było poszerzyć piwne horyzonty?
Dobra, prawie zawsze warto jest poszerzyć piwne horyzonty, bo skąd możemy wiedzieć, że czegoś nie lubimy, jeśli tego nie spróbowaliśmy? Zakładając, że nie mamy na myśli zjadania kotów, wywaru ze skarpetek albo koników polnych (chociaż te ostatnie, w miodzie, są ponoć niezłe). Tym bardziej, że ja akurat piwa wędzone lubię, pale ale również, a moda na amerykańskie chmiele mnie cieszy, bo bardzo mi one odpowiadają. Niemniej do nowej propozycji podszedłem nieco sceptycznie – wędzonka z pale ale? Do tego jeszcze z „amerykańcami”? Czy to nie przesada?
Już zapach zdradza, czego możemy oczekiwać. Delikatna, acz przyjemna wędzonka, nuty cytrusowe, troszkę ziołowe. Cóż, zaskoczenia nie ma – a właściwie jest. Wędzonka nie gryzie się z chmielowością, a wręcz przeciwnie – bardzo ładnie współgra! Czy w smaku też tak będzie? Na szczęście tak. Piwo jest bardzo lekkie, co przy pogodzie, którą mamy obecnie za oknem, jest dużym plusem – Rhino przyjemnie orzeźwia, a jednocześnie nie sprawia wrażenia rozwodnionego. Czuć wyraźnie, że jest to amerykańskie pale ale, goryczka jednak nie jest nachalna ani zbyt intensywna, dzięki czemu wędzonka również jest obecna w smaku. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy to właśnie ona dominuje, czy jednak nachmielenie bardziej skupia na sobie uwagę – jak dla mnie piwo jest doskonale zbalansowane. Jednak osobom, które wędzonki nie lubią, raczej nie posmakuje.
Piwo jednak ma dwa minusy. Jeden, niewielki, to – standardowo przy dostawach z Browaru Widawa – porwana etykieta; na szczęście od sprzedawcy w sklepie na Mariackiej (pozdrawiam!) dostałem nową, nienaruszoną, na papierze samoprzylepnym. Drugim minusem, większym, szczególnie uwydatniającym się – paradoksalnie – przez sesyjność (czyli lekkość i przyjemność spożycia) piwa, jest sprzedaż w małych, ledwie 0,33 litrowych buteleczkach. To trochę tak, jakby film skończył się zaraz po trailerze, wystawny obiad po przystawce, albo…
Moja ocena: 8,5/10