Loading
     Wybaczcie ponad miesięczną przerwę w blogowaniu; obiecuję poprawę! Na początek, w ramach pokuty, tekst, który miał się znaleźć na blogu już dawno temu, ale – uwierzcie – czasu miałem ostatnio mniej niż absolwent politologii szans na dobrą pracę*. A na tapetę wziąłem serię piw, która już od dnia oficjalnej premiery budziła spore kontrowersje – przede wszystkim dlatego, że… W dzień premiery nie pojawiła się w sklepach! A trafić miała do sieci spożywczaków z sympatycznym płazem oraz do Fresh Marketów, a w dalszej kolejności do sklepów handlujących piwami z mniejszych browarów. Kiedy w końcu piwa te zaczęły do sklepów powoli docierać, przez piwną blogosferę przetaczały się ekstatyczne posty z serii „piwa widziane w sklepie przy takiej i takiej ulicy, chodźcie szybko!”, jakby chodziło co najmniej o Iphona 6 za 200 zł albo Crocsy w Lidlu.

Skąd takie poruszenie? Czy faktycznie piwa te były warte tego, by czekać na nie jak na Godota? O tym poniżej.


No dobra. Każdy, kto chociaż trochę zgłębił piwny świat, wie czym jest piwo grodziskie. A jeśli ktoś nie wie, niech przeczyta tutaj – tam napisałem nieco szerzej o tym stylu. A był on powszechnie obecny na sklepowych półkach jeszcze niedawno – mój ojciec mówił mi kiedyś, że za jego studenckich czasów to piwo piło się właściwie za karę… Wtedy miało żurowatą konsystencję i ponoć lichy smak. Uchylę więc rąbka tajemnicy i napiszę już teraz, że z tym współczesnym nie jest źle. A nawet – jest dobrze. Chociaż nie we wszystkich przypadkach. Ale o tym za chwilę. Dodam tylko jeszcze, że sam styl – nazywany czasem pieszczotliwie grodziszem – uwielbiam jak delikatny powiew letniego wiatru przy 40-stopniowym upale, od którego mózg wycieka uszami – jest lekkie, przyjemne i orzeźwiające, a z racji niskiej zawartości alkoholu można je pić niemalże bezkarnie. No i wędzonka – lubię piwa wędzone. A te pszeniczne w szczególności.

     I jeszcze taka uwaga: zakupiony przez Fortunę browar w Grodzisku kontynuuje tradycje Browaru Grodziskiego. Dlaczego więc nie nazwał swego piwa po prostu Piwo Grodziskie, jak nazywało się to piwo w oryginale? Cóż – prawa do nazwy ma Kompania Piwowarska; firma Lech Browary Wielkopolski zamknęła ten browar z powodu nieopłacalności dalszej produkcji w 1993 roku. Na szczęście dzisiaj sprawy maja się zupełnie inaczej. Tutaj dodam ciekawostkę – przez długi czas piwo grodziskie było uważane za napój prozdrowotny. 
Piwo z Grodziska
 
Ekstrakt: 7,7 %
Alkohol: 3,1 %
     Z cieknącą ślinką otwieram to piwo. Szkło gotowe, aparat włączony, notatnik jest – więc otwieracz w ruch! Przelewam, nalewam ostrożnie, by drożdże zostały na dnie i… cholera, wylewa się! Nalałem mniej, niż do 1/3 szkła, a spora część piany postanowiła powędrować po stole szukając własnej drogi życiowej. Ostrzegam. Tym bardziej, że potem – przy uzupełnianiu zawartości pokalu po opadnięciu piany – piwo wykipiało mi drugi raz… Niemniej rozlany grodziski szampan (bo tak też nazywane było to piwo) spowodował, że w pokoju roztoczył się piękny aromat delikatnej wędzonki rodem z ogniska albo wędzonej kiełbasy. Po wzięciu pierwszego łyku (i kilku kolejnych) okazało się jednak , że wędzonka nie jest przesadnie mocna, a w ustach zostaje przyjemny posmak chleba, a także przyjemna, acz leciutka goryczka – to dobrze, dzięki temu piwo nie smakuje jak woda spod parówek… Co mnie zdziwiło, to fakt, że jak na tak lekkie piwo nasz nowy grodzisz nie sprawił wrażenia zbyt wodnistego. Szczerze? Jestem z niego bardzo zadowolony. A na pewno najbardziej z całej czwórki nowych piw. Chyba mam kolejne ulubione piwo poniżej 5 zł. Niestety – potem już było gorzej.
Edit po prawie dwóch latach: niestety kolejne warki bywają bardzo nierówne. Zarówno takie, które smakują rasowym grodziszem, jak i takie, które kończą w kanale…
Moja ocena: 6,5/10
Piwo naturalne o smaku czerwonej porzeczki
 
Ekstrakt: 10,5 %
Alkohol: 2,5 %
     Uwaga dla wszystkich miłośnikówteorii spiskowych – to piwo jest bez chmielu! Przynajmniej tego możemy się dowiedzieć ze składu, gdzie chmiel nie został wymieniony. Poza tym samo piwo „bazowe” jest inne, niż „Piwo z Grodziska” – co nie zmienia faktu, że widząc to na półce z dezaprobatą uniosłem brew i stałem tak przez chwilę zamyślony. Piwo wędzone z sokiem? Kto to wymyślił? Kto na to pozwolił? Gdzie byli rodzice?!

Tym większe było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że to jest… Całkiem niezłe. Dobra. Nie oszukujmy się, piwo z sokiem to na pewno nie jest coś, po co lubię sięgać; tym bardziej, że to konkretne piwo jest dla mnie zdecydowanie za słodkie. Ale tutaj posmak wędzony w dosyć interesujący sposób „kombował się” z sokiem porzeczkowym – przywodząc na myśl mięso z żurawiną… Albo porzeczkami właśnie. Jeśli do tego komuś nie przeszkadza, że piwo jest słodkie jak Hello Kitty – to może mu posmakować.

Moja ocena: 5,5/10

 

Piwo naturalne o smaku kwiatu czarnego bzu
 
Ekstrakt: 10,5 %
Alkohol: 2,5 %
I kolejne piwo bez chmielu. No i niestety też bez dobrego smaku czy aromatu. Najsłabsze z całej czwórki. Nie podoba mi się. Wędzonka walcząc ze słodyczą daje aromat, który przypomina warzywa – albo wkradło się tutaj największe piwne zło, czyli DMS. Smakuje trochę cytrynowo, trochę słodkawo, trochę nijako. A do tego ten warzywny posmak – być może wynikający właśnie z DMSu, być może z powodu skojarzenia organoleptycznego – psuje i tak słabą resztę. Wypić wypiłem, nie męcząc się przy tym zanadto, ale po drugie bym nie sięgnął.

Moja ocena: 4/10

Bernardyńskie
 
Ekstrakt: 13,0 %
Alkohol: 6,5 %
     Tutaj mam małą zagwozdkę. Internetowe opinie o tym piwie mocno się różnią; dla jednych jest najlepszym z całej czwórki, dla mnie – jest kiepskie. Może do sprzedaży trafiły różne, diametralnie różniące się od siebie partie? Nie wiem. A dlaczego uważam je za nienajlepsze? Spójrzcie na ekstrakt i alkohol – tak głębokie odfermentowanie źle wróży piwu (czyli wysoka zawartość alkoholu uzyskana z niewysokiego ekstraktu). Niestety, ale w smaku przypominało mi raczej jakiś mocny, marketowy lager, acz taki nawet przyjemnie uwędzony – i z mocną, trawiastą goryczką. Ale miało potężną wadę: posmak alkoholowy, jak w piwach o wiele mocniejszych. Coś takiego nie powinno mieć miejsca. Do tego sprawia wrażenie wodnistego… No nie, nie podoba mi się. A piłem kilka butelek (nie jedna po drugiej), by przekonać się, czy coś mi się nie pomyliło. I niestety nie.
      Nie jest to złe piwo; może dłuższy odpoczynek na półce spowoduje, że ten alkohol się jakoś ułoży. Ale póki co – bezapelacyjnie przegrywa z Piwem z Grodziska.
Moja ocena: 5/10

 

*żeby nie było – sam jestem po politologii 😉

 

One thought on “Piwa z Grodziska, czyli żabkowa ofensywa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Top