Prawda jest taka, że piwo w puszce niczym nie ustępuje temu w butelce – mało tego! Puszka ma tę przewagę nad butelką, że przecież nie przepuszcza światła. Mimo tego niejeden piwosz czuje jakiś zakodowany dogłębnie wstręt do piwa z „konserwy”. A jeszcze 20, może 30 lat temu piwo w puszce to był szpan i luksus… Ale ja nie o tym. Dostałem ostatnio puszkowe AIPA prosto ze Stanów, czyli właśnie ojczyzny AIPA. Browar Rochester Mills, piwo o nazwie Cornerstone AIPA. Jak smakuje to cudo?
Nie oszukujmy się – kiedy idziemy do „chińczyka”, których pełno jest w naszych miastach, raczej nie dostaniemy prawdziwych chińskich potraw. Czulibyśmy się dziwnie, gdyby na naszym talerzu wylądowały nogi kaczki albo jajko z częściowo rozwiniętym kurczakiem w środku… Zastanawiam się, czy podobnie jest z AIPAmi; nie ukrywam, że to będzie moje pierwsze piwo w tym stylu z matecznika piwnej nowej fali. A może Atak Chmielu przygotował nas na zupełnie inne smaki, może amerykańskie AIPA’y smakują zupełnie inaczej, niż te uwarzone w kraju, gdzie Sprawa dla Reportera bywa skuteczniejsza od prokuratury?
Rochester, Cornerstone IPA
…Czyli AIPA w puszce. Kupiona u źródła, w samym browarze.
Piana zbita, gęsta, bielutka, drobnopęcherzykowa i dosyć wysoka, niemniej mogłaby być bardziej trwała i… Sztywna. Wygląda nieco inaczej, niż ta znana z „naszych” piw w tym stylu. Zapach jednak nie pozostawia wątpliwości – rodzimi kontraktowcy i rzemieślnicy odwalają kawał dobrej roboty. Aromat jest bardzo przyjemny, grapefruitowo-żywiczny – gdyby ktoś mnie wkręcał, że to polskie piwo, obstawiałbym Widawę.
Jeśli chodzi o smak… Dawno nie miałem efektu „wow”. Nie wiem, czy to nie najlepsza AIPA, jaką w ogóle piłem. Ale na pewno najlepsza, jakie piłem ostatnio! Goryczka jest mocna, w typie grapefruitowym, bardzo krótkim, niesamowicie orzeźwiającym i takim… „Świeżym”. Piwo jest bardzo, z braku lepszego słowa, ciasteczkowe! Poważnie, zamykając oczy czuję popularne „Pieguski” z biszkoptem oraz mega przyjemną goryczką. Słodowość jest na wysokim poziomie, ale ponownie w nieco innym stylu, niż w AIPAch znanych z naszego kraju. Do tego piwo sprawia wrażenie gęstego, wręcz kremowego, jednocześnie pozostając lekkim. Po prostu py-cho-ta.
Dodam jeszcze kilka ciekawostek: ponoć w browarze był ultra niemiły manager, cena za puszkę to 2$ (6 zł…), za lane w przybrowarnianej restauracji – 10$ za ok. 1,8 litra. Puszka ma pojemność 0,473 ml i brak na niej informacji nie tylko o ekstrakcie, ale nawet o zawartości alkoholu. Za to producent tłumaczy się, dlaczego leje piwo do puszki, zamiast do butelki. Wolne tłumaczenie:
„Dlaczego piwo rzemieślnicze w puszce?
Lepszym pytaniem byłoby: czemu nie?
-puszka dłużej utrzymuje świeżość
-całkowicie eliminuje możliwość utlenienia i naświetlenia
-przydaje się tam, gdzie szklane butelki nie są mile widziane – na plaży, na basenie, na łodzi, na szlaku, na rzece, w jacuzzi (wannie?), w plecaku, na stadionie, polu golfowym itd., wyobraź sobie możliwości.”
Szczerze? Mam gdzieś, czy to piwo było z puszki, butelki, lane, z PETa, słoika, wyciśnięte ze szmaty czy podane w worku po kartoflach. Po prostu było pyszne!
Moja ocena: 9/10
P.S. Od pewnego czasu rozważam wyprowadzkę do kraju, gdzie spłukiwana woda w kiblu kręci się w drugą stronę, a każde zwierzę chce człowieka zabić, ale chyba zastanowię się jeszcze nad Stanami. Dla piwa.