Dzieje się! Dopiero co Lidl zaserwował nam serię piw robionych przez Browar Amber, dopiero co pojawiły się tam
piwa brytyjskie (i to prawdziwe piwa brytyjskie, a nie „nalejemy do flaszek sikaczowatego lagera, podpiszemy je zagramaniczną nazwą i ciemny lud wszystko kupi”), a tu bum: właśnie w całej Polsce (a przynajmniej tam, gdzie są Lidle) można kupić
Słodowy Tercet i Chmielowy Kwartet, czyli – jak twierdzą etykiety – odpowiednio triple (lub tripel) i quadruple (lub quadrupel) w stylu belgijskim. „Warzone pod nadzorem belgijskiego piwowara”. Piwa dosyć mocne jak na stosunkowo niski podany ekstrakt.
Warto?
Zdaniem okolicznych konsumentów na pewno bardziej warto kupić Chmielowy Kwartet – tego piwa zostało dziś w sklepie znacznie mniej, niż Słodowego Tercetu. Zgaduję, że to dlatego, iż cena ta sama, a procentów więcej… Właśnie, procenty. Coś ich podejrzanie dużo jak na ekstrakt oscylujący wokół 16%. Powody mogą być dwa: rzut oka na etykietę (moim zdaniem brzydką jak gra Grecji w tych mistrzostwach) informuje o cukrze w składzie (drożdże wyprodukują więcej alkoholu) – a zamiast standardowego ekstraktu podano „ekstrakt brzeczki piwnej”, oraz pewna dopuszczalna granica błędu, którą być może browar wykorzystał świadomie. Od razu dodam, by nie ryzykować pozwu: ja tylko zgaduję, nie mówię, jak jest. Tutaj informacja: o ile dobrze pamiętam, przy piwie do 5,5% alkoholu granica błędu wynosi 0,5 punktu procentowego, a w przypadku piw mocniejszych – aż 1 punkt procentowy. Stąd też się bierze częste w piwach większych producentów podawanie 5,6% alkoholu… Niemniej zgaduję, iż chodzi o dodanie cukru PO zmierzeniu „gęstości brzeczki piwnej”.
Ale dobra, ja tu o alkoholu, a ponoć towarzysz Bierut mówił, że piwo to nie alkohol. Ale i tak przed otwarciem pierwszej butelki w ciemno zakładam, że nuta alkoholowa może być wręcz nieznośna… Ale wolę zakładać, że będzie źle, by być miło zaskoczonym – niż nastawiać się na nie-wiadomo-jaką-ambrozję, a potem się rozczarować. Mniejsze oczekiwania, lepsze samopoczucie. Tak modny ostatnio minimalizm i pokolenie (istniejące raczej tylko w głowach socjologów i dziennikarzy) „good enough”.
Argus Łowczy, Słodowy Tercet
A gdzie tam, nie ma good enough, ja chcę dobrego piwa! I nie interesuje mnie, że kosztuje tylko kilka złotych i w zamierzeniu ma trafić w gusta masowego odbiorcy. Kiedy kupuję piwo, ma trafić w moje gusta… A nie do końca trafiło. Ale jednocześnie wcale nie jest źle! Alkohol, ku mojemu zaskoczeniu, chociaż wyczuwalny jest, to raczej po przełknięciu, jako rozgrzewacz przełyku, niż dominanta smakowa w wódce za 5 zł. Niemniej idealnie ukryty też nie jest. Do tego zakręcił się jakiś posmak apteczny. A! I jest trochę za słodkie, ale poza tym… Smak jest złożony. Jak najbardziej obecna jest goryczka, lekka, nie do końca kontrująca wspomnianą słodowość, ale nie dająca się przeoczyć. Do tego posmaki typowe dla „Belgów”: górnofermentacyjne owoce (morela, chyba pomarańcza, do tego banany? Ale producent deklaruje, że słód tylko jęczmienny), wyraźna nuta przyprawowa, trochę gumy balonowej… Mocno przypomina sulimarowego Cornelius Triple Blond ze słabszych partii. Aż można pomyśleć, że to jest po prostu klon… Ale o tym za chwilę.
Mam tendencję do wysokiego oceniania „polskich” Belgów; być może znowu zawyżam ocenę. Ale wypiłem jeden Słodowy Tercet i gdyby nie fakt, że jutro trzeba iść do pracy (a w dni powszednie nie przekraczam alkoholowej granicy dwóch lekkich piw), zastanawiałbym się nad wypiciem następnego…
Moja ocena: 6,5/10
Argus Łowczy, Chmielowy Kwartet
Napisałem chwilę wcześniej o klonach. Tak się przyjęło, że piwa warzone „na zlecenie” marketów czy „wyprodukowane dla” to po prostu klony innych piw warzonych przez te same browary – i tak niektóre Argusy to po prostu Łomża Eksport albo inne piwa dostępne pod innymi nazwami w innych sklepach. Dlatego podejrzewam, że również ten lidlowy duet to klony. A do tej pory tylko jeden polski większy browar uwarzył zarówno tripla, jak i quadrupla – Fortuna. Ale nie zgadzają się parametry, nie zgadza się też smak (chociaż Komesa Potrójnego, warzonego właśnie przez Fortunę, dawno nie piłem). Niemniej nikt się póki co do produkcji nie przyznaje – na etykiecie brak informacji, strona browaru milczy… Niemniej niezawodni internetowi tropiciele doszli do wniosku, że czcionka daty „najlepiej spożyć przed” jest taka sama, jak na piwach Fortuny, więc mamy kolejną poszlakę wskazującą na Fortunę. Ale póki nie udowodni się komuś winy – jest niewinny. Ale czy faktycznie jest się czego wstydzić?
Uważam że nie. Nie jest to piwo wybitne, nie jest to dostonały quadrupel (wolę tę pisownię, niż quadruple obecne na etykiecie), niemniej i tak jest całkiem niezłe. Niewiele jest polskich piw o tak wysokim stężeniu alkoholu, jeszcze mniej jest warzonych na większą skalę (czyli nie przez kontraktowców, browary tzw. rzemieślnicze itd.), w których alkohol jest znośny (porównajcie ze… Sternem Strongiem). Ale. Wziąłem pierwszy łyk i od razu naszło mnie skojarzenie z Komesem Potrójnym. Nie Poczwórnym, ale Potrójnym właśnie. Słodkość jest dużo mniejsza, niż w przypadku tercetowego kolegi, smak też mniej złożony (co nie musi oznaczać gorszego), ale za to alkoholowość wyższa… I niestety wyczuwam tu lekką nutę rozpuszczalnikową, na którą jestem „uczulony”. Na szczęście nie odbiera ona przyjemności z picia. Alkoholowosć jest nieco za wysoka, ale też nie jestem aż takim francuskim pieskiem, by przez następne 7 akapitów użalać się, że przełyk pali, a w ogóle to konwencja genewska powinna tego zabronić! Górnofermentacyjne owoce, trochę cytrusów, goryczka lekka, ale tutaj pasująca, całość sprawia wrażenie trochę nieułożonego napitku, ale według mnie ma potencjał.
I może znowu ocenię na wyrost, ale po prostu mi smakuje. A spodziewałem się masakry na podniebieniu, takiej w stylu (znowu mundialowe skojarzenie!) Holandii z Hiszpanią.
Moja ocena: 6/10
Jednego i drugiego kupię kilka sztuk w celu przeleżakowania ich w piwnicy. Bo czuję, że po prostu brakuje im dojrzenia, albo po prostu „przegryzienia się”.
Related
", do tego banany? Ale producent deklaruje, że słód tylko jęczmienny), wyraźna nuta przyprawowa, trochę gumy balonowej…"
Po 1. Banany produkują drożdże a nie słód pszeniczny (bo to pewnie miałeś na myśli)
Po 2. "Guma balonowa" to to samo co "banany" = octan izoamylu, więc po co go wymieniać drugi raz?
Wiem, że estry produkowane są przez drożdże i nie są obce wielu piwom w stylu belgijskim, jednak nie jest też rzadkie do takich piw dodawanie słodu pszenicznego lub pszenicy niesłodowanej; profil smakowy i aromatyczny dosyć mocno przypominał mi rzeczonego Corneliusa, w którym zastosowano taki dodatek. Może faktycznie skrót myślowy dosyć niefortunny.