Loading

 

Żeby znaleźć się po drugiej stronie. Tym żenującym żartem prowadzącego rozpoczynam drugą recenzję na tym blogu, a jego przedmiotem będzie piwo Czarny Kur. Piwo to pochodzi z Gospody Pod Czarnym Kurem, czyli szerzej znanego lub nieznanego Browaru Widawa. W piwnym świecie Gospoda zasłynęła m.in. współpracą (zwaną kolaboracją) z Tomaszem Kopyrą, popularnym wideoblogerem, sędzią piwnym oraz piwowarem, Czarny Kur jednak nie jest piwem jego autorstwa. Sam browar mieści się w Chrząstawie Małej (idę o zakład, że mało kto z Was wcześniej słyszał o tej miejscowości, a nikt lub prawie nikt nie jest w stanie wskazać jej na mapie), ale ich butelkowane piwa docierają do specjalistycznych piwnych sklepów w całej Polsce. A czy Czarny Kur warty jest spróbowania? Zapraszam do przeczytania recenzji!

            Kiedy wszedłem do sklepu zastanawiając się, które piwo zrecenzować, Czarny Kur nie rzucił mi się w oczy. Minimalistyczna, czarna etykieta nie wyróżnia się szczególnie na półce; wiem, że jest wielu fanów stonowanych, oszczędnych etykiet, ale ja do nich nie należę. Dużo bardziej odpowiadają mi (wyklęte przez niektórych piwoszy) etykiety AleBrowaru czy Flying Doga. Niemniej doceniam tutaj etykietowy żart – kogut, będący logo Gospody, ma na sobie medal. A medal ten pochodzi z ubiegłorocznego Festiwalu Birofilia (polecam imprezę!), gdzie piwo to zajęło trzecie miejsce w konkursie piw rzemieślniczych w kategorii ciemnych lagerów. Poza tym na etykiecie mamy bardzo podstawowe informacje – ekstrakt (12,5 %), zawartość alkoholu (5 % obj.), informacja o braku pasteryzacji i filtracji, adres browaru itd. Nie wspomniano np. o gatunkach użytych chmieli – ani o słodach; jednak producent w jednym z wywiadów zdradził, że w piwie pojawia się m.in. niewielka ilość słodu wędzonego. Ale czy czuć go w smaku, albo chociaż w zapachu?
           
            Przyznam się, że jeśli go wyczułem, to pewnie tylko z powodu autosugestii po przeczytanym wywiadzie; dawka słodu wędzonego była chyba homeopatyczna. Na pierwszy plan wysuwa się zdecydowanie aromar palono-kawowy, przypominający niemieckie dunkele. Zapach nie jest przesadnie intensywny; na pewno jest jednak przyjemny. W zapachu daje się wyczuć również orzechy i karmel.

           
            Trzeba przyznać, że Czarny Kur jest naprawdę czarny. I całkowicie nieprzezroczysty – nawet pod światło nie udaje mi się nic przez niego zobaczyć. Nie ukrywam, że podoba mi się taki kolor – czarny jak ubrania, które nosiłem jeszcze 10 lat temu (uwaga, suchar: w sumie to dalej słucham metalu, ale w czarnym mi za gorąco). Brudnokremowa piana tworzy ładną czapę, która opada tworząc kożuch, a w końcu obręcz na powierzchni piwa. Zostawia na ściankach naczynia ślady.
           
            I najważniejsze: smak. Jaki jest? Trzeba przyznać, że dosyć złożony. Dominuje kawa, zaraz za nią czają się palone słody i niezbyt intensywna, acz jednak dająca o sobie znać goryczka, która pozostaje w ustach jeszcze długo po przełknięciu; czuć również orzechy i dosyć wytrawny finisz. Piwo jest przyjemnie nagazowane, ale moim zdaniem nieco wyższe wysycenie dobrze by mu zrobiło. Ale zaraz, czy jest smaczne? Tak. Jest smaczne. Tylko tyle i aż tyle. Piłem w życiu lepsze schwarzbiery, piłem też całą masę gorszych. Ten na pewno wart jest powtórzenia i myślę, że znajdzie/znalazł swoich fanów. Właściwie to po skończeniu butelki doszedłem do wniosku że chętnie bym wypił jeszcze jedno piwo Czarny Kur.
 

Moja ocena: 8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Top