Styl: american india pale ale
Ekstrakt: ?
Alkohol: 8,5%
Piwo mające być w zamyśle lżejszą wersją swojego starszego brata. Podobnie jak wspomniany Molotov Cocktail tak i Molotov Lite pełen jest pływających weń farfocli, prawie jak w wodzie z kranu, która leciała mi na starym mieszkaniu. Na minus należy też zaliczyć to, iż piana w tym piwie jak hormony u nastolatka potężnie buzowała, by po chwili zostawić nas tylko z cienką warstewką białego nalotu. Aromat i smak są cytrusowe chyba bardziej od cytrusów – być może to zasługa aromatów wspomnianych na puszce, ale już chyba nie aromatom zawdzięczamy goryczkę mocną jak silnik Mercedesa AMG. Do tego nieco zalegającą i zdecydowanie za długa, ale przy takiej mocy możemy jej to wybaczyć. Alkohol delikatny jak pupcia niemowlęcia, ciała dosyć sporo, w sumie to mimo wspomnianej mocnej goryczki piwo jest słodkie niczym zdjęcie trzymających się za ręce staruszków idących przez park.
W sumie to jest fajne piwo, ale jednak trochę dalekie od ideału. Jest jak kolacja w dobrej restauracji, w której zapłaciliśmy sporo za posiłek, jedzenie jest bardzo dobre, czuć, że nie oszczędzano na składnikach, a kucharz na pewno zna się na rzeczy, ale jednak jest trochę przesolone, widelec był brudny, a kelner puścił bąka. Na pewno do powtórzenia i sprawdzenia jeszcze raz, bo ogólnie było przyjemnie, ale kilka rzeczy przydałoby się poprawić.
Moja ocena: 7/10