Styl: imperial rye whisky porter leżakowany w beczce po whisky Laphroaig
Ekstrakt: 24,0%
Alkohol: 10,0%
P-O-T-Ę-Ż-N-E piwo. Bardzo ciężkie, gęste, cieliste, gdzie torf gra pierwsze, drugie, trzecie skrzypce, wszystkie partie całej orkiestry, dominuje i pokazuje, jak piękne aromaty może mieć torfowa whisky i piwo. Bandaże, palone kable, opona po drifcie stuningowanym Golfem II – tyle powiedzieć, to nic nie powiedzieć. Tutaj mamy tonę podkładów kolejowych oblanych gorącą smołą i zagotowanych w jodynie. To jest piwo, które każdy fan „torfiaków” MUSI spróbować. Popijając to piwo delektowałem się również „sprawczynią” zamieszania, czyli moją ulubioną whisky Laphroaig (tym razem w wersji quater cask) – która pachnie niemalże tak samo. Niemniej smak Nafciarza jest bogatszy od niej o nuty czekoladowe, chmielową goryczkę, karmel oraz ślad czerwonych owoców. Alkohol wyczuwalny, ale przypomina tutaj właśnie whisky – jest szlachetny, rozgrzewający, w żadnym razie rozpuszczalnikowy czy przeszkadzający.
To jest jedno z najlepszych polskich piw, jakie kiedykolwiek piłem. Oczywiście o ile lubi się torfowe trunki. Ja uwielbiam.
Idealne na długi, jesienny wieczór, do sączenia wraz z dobrą książką albo filmem.
Moja ocena: 9/10